Hipolit Starszak, Tadeusz Olejnik i Teodor Mistewicz należeli do najbardziej zaufanych funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa PRL. Chociaż pełnili służbę w SB w różnych wydziałach, łączy ich podobna kariera: zajmowali się sprawami politycznymi i walką z opozycją demokratyczną.

Do pracy w służbach specjalnych PRL zgłosili się sami, a w strukturach partyjnych zajmowali wysokie stanowiska. Wymienionych funkcjonariuszy łączy również to, że byli wielokrotnie nagradzani wyróżnieniami, pochwałami i medalami, otrzymywali profity finansowe, a ze służby odeszli z powodu złego stanu zdrowia, co nie przeszkodziło im później podjąć pracy poza resortem.

Śledczy, prokurator, biznesmen

Kariera Hipolita Starszaka jak w soczewce pokazuje wpływ służb specjalnych PRL na kształtowanie się III RP. Członek Plenum Uczelnianego Związku Młodzieży Socjalistycznej przy Uniwersytecie Warszawskim w latach 60. był organizatorem i I sekretarzem Grupy Działania.

W opinii służbowej z 4 kwietnia 1989 r. napisano, że płk Hipolit Starszak posiada wykształcenie wyższe prawnicze i odbył przeszkolenie zawodowe w Wyższej Szkole Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego KGB w Moskwie.

„Płk Hipolit Starszak służbę w resorcie rozpoczął w dniu 1 września 1962 r. bezpośrednio w pionie śledczym SB. W trakcie służby zajmował kolejno stanowiska od oficera śledczego do dyrektora Biura Śledczego włącznie” – czytamy w opinii służbowej, która znajduje się w dokumentach zgromadzonych w Instytucie Pamięci Narodowej.

Jako śledczy SB prowadził najważniejsze sprawy polityczne, co miało przełożenie na nagrody finansowe. W 1967 r. uczestniczył w śledztwie, w którym zarzuty szpiegostwa na rzecz DIA (Agencja Wywiadu Obronnego USA) przedstawiono Jerzemu Strawie. Sąd wojskowy skazał go na karę śmierci przez rozstrzelanie – wyrok wykonano w 1968 r. w więzieniu mokotowskim przy ul. Rakowieckiej 37 w Warszawie. W 1968 r. Hipolit Starszak został pochwalony przez swoich przełożonych za udział w walce z opozycją.

„Szczególnie duży wkład dał z siebie po wydarzeniach marcowych, zwłaszcza w zakresie opracowania wyników postępowania w sprawach tzw. komandosów” – napisał płk Józef Chomętowski, szef Biura Śledczego, w uzasadnieniu o awans na stopień kapitana.

Nazwisko Hipolita Starszaka pojawia się w najgłośniejszych sprawach politycznych dotyczących środowiska związanego z Adamem Michnikiem. W 1982 r. razem z prokuratorem Bolesławem Klisiem w gmachu Naczelnej Prokuratury Wojskowej w Warszawie przeprowadził rozmowę z Lechem Wałęsą. W jej trakcie internowanemu przewodniczącemu Solidarności przedstawiono do podpisania oświadczenie, z którego wynikało, iż został zapoznany z obowiązującym stanem prawnym i ewentualnymi konsekwencjami wynikającymi z jego naruszenia. Wałęsa odmówił jego podpisania, twierdząc, że „od czterech lat niczego nie podpisuje”. Jednocześnie zapewnił, że „będzie się starał” nie wchodzić w kolizję z przepisami prawa, a zakazów, o których mowa w oświadczeniu, świadomie nie naruszy – pisali w artykule zamieszczonym w miesięczniku „Arcana” pt. „Chcemy panu pomóc” Sławomir Cenckiewicz i Grzegorz Majchrzak, przytaczając stenogram z rozmowy Klisia, Starszaka i Wałęsy.
Przełożeni Hipolita Starszaka mieli o nim jak najlepsze zdanie: „W trakcie służby zajmował kolejno stanowiska służbowe od oficera śledczego do dyrektora Biura Śledczego MSW włącznie. W dniu 1 sierpnia 1983 r. został mianowany szefem Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Siedlcach. Na każdym z zajmowanych stanowisk z nałożonych obowiązków i zadań wywiązywał się dobrze. Wykazuje inicjatywę i aktywność na bezpośrednio nadzorowanych odcinkach służby. Podejmowane przedsięwzięcia nacechowane były rzeczowością i poczuciem odpowiedzialności, a w miarę potrzeby dużym osobistym zaangażowaniem w realizację podjętych czynności” – czytamy w opinii służbowej, którą wystawił w kwietniu 1984 r. gen. Czesław Kiszczak, minister spraw wewnętrznych, tuż przed objęciem przez Starszaka stanowiska zastępcy prokuratora generalnego. Powierzenie mu takiej funkcji było wyrazem najwyższego zaufania, nadzorował on najważniejsze prokuratorskie śledztwa prowadzone m.in. wspólnie z Biurem Śledczym MSW, którego do niedawna był przecież szefem.To pod jego nadzorem toczyło się śledztwo w sprawie zamordowanego przez funkcjonariuszy SB ks. Jerzego Popiełuszki. Mocodawcy esbeków nigdy nie znaleźli się na ławie oskarżonych. To za kadencji zastępcy prokuratora generalnego Hipolita Starszaka nie wyjaśniono, kto przyczynił się do śmierci walczących o wolność i wiarę księży: Stefana Niedzielaka, Sylwestra Zycha, Stanisława Suchowolca. Ich zabójców nigdy nie znaleziono, a śledztwa – jak głosi powszechna opinia – były tuszowane.

Hipolit Starszak meldował przełożonym o swoim życiu osobistym: „Uprzejmie powiadamiam, że mój zięć, Dariusz Wdowczyk, dotychczas zatrudniony w CWKS Legia (uprawia zawodowo grę w piłkę nożną) podpisał – za zgodą właściwych władz polskich – kontrakt ze szkockim klubem piłkarskim Celtic Glasgow. W najbliższym czasie udaje się on do tego miasta na czas wynikający z podjętych wobec klubu zobowiązań wraz z żoną Iwona Wdowczyk zd. Starszak i dziećmi 6-letnim Rafałem i jednoroczną Aleksandrą” – meldował w listopadzie 1989 r. Hipolit Starszak dyrektorowi Departamentu Kadr MSW.

Mazowiecki dziękuje, Urban zatrudnia

W 1990 r. Hipolit Starszak został odwołany ze stanowiska zastępcy prokuratora generalnego. „W związku ze zmianami organizacyjnymi, na wniosek Ministra Sprawiedliwości odwołuję Pana z dniem 15 kwietnia 1990 r. ze stanowiska zastępcy Prokuratora Generalnego. Za pracę na tej funkcji wyrażam Panu podziękowanie. – T. Mazowiecki (odręczny podpis)” – czytamy w piśmie prezesa Rady Ministrów.

W sierpniu komisja lekarska MSW zaliczyła Hipolita Starszaka do III grupy inwalidzkiej. Lekarze stwierdzili u niego m.in. zespól neurasteniczny, nadmierną pobudliwość, nerwowość, kamicę nerkową, zwyrodnienie kręgosłupa.

„Nieunormowana praca zawodowa powodowała u wyżej wymienionego ciągłe stresy, co niekorzystnie wpływało na stan jego zdrowia” – pisał w notatce służbowej dotyczącej Hipolita Starszaka zastępca dyrektora Departamentu Kadr MSW kpt. Roman Kurnik.

Fatalny stan zdrowia płk. Starszaka nie przeszkodził mu w zaangażowaniu się w nowe przedsięwzięcia. W lutym 1991 r. Jerzy Urban, rzecznik prasowy reżimowego rządu PRL, zatrudnił go na stanowisku dyrektora w spółce Urma – wydawcy pierwszego polskiego „brukowca”, tygodnika „Nie”. Antykościelny, obsceniczny, bazujący na informacjach służb specjalnych tygodnik stał się obecnie niszową gazetką.

W 2001 r. Hipolit Starszak został powołany na członka warszawskiej rady nadzorczej spółdzielni budowlano-mieszkaniowej „Wiedeńska”. Rok później brał udział w pracach komisji statutowo-regulaminowej Związku Kontroli Dystrybucji Prasy, a w 2004 r. został rekomendowany przez Jerzego Urbana do Sądu Koleżeńskiego Polskiej Izby Wydawców Prasy.

Hipolit Starszak był jedną z ostatnich osób, które widziały byłego szefa komendanta policji gen. Marka Papałę żywego – był na przyjęciu, na którym gościł również Edward Mazur.

Wybitny, ofiarny i utalentowany funkcjonariusz

Jednym z najbardziej wyróżniających się funkcjonariuszy MSW, zajmujących się techniką operacyjną z zakresu fotografii oraz filmowania, był Tadeusz Olejnik. Jego obszerna teczka personalna zawiera mnóstwo pochwał, wniosków o nagrody pieniężne i wyróżnienia. Stanowiska, które zajmował przez cały okres służby, świadczą o zaufaniu, jakie mieli do niego szefowie MSW. Został m.in. dopuszczony do wykonywania w resorcie spraw wewnętrznych prac o charakterze obronnym, stanowiących tajemnicę państwową.

Do milicji wstąpił w 1955 r.: „Proszę o przyjęcie mnie w szeregi Milicji Obywatelskiej. Pragnę służyć dla dobra Polski Ludowej i zwalczać wrogów naszej Ojczyzny” – pisał 23-letni Tadeusz Olejnik w podaniu. Do służby w MO został przyjęty i zatrudniono go na stanowisku sekcji „O”, czyli obserwacji.
Trzy lata później Tadeusz Olejnik został skierowany do Oficerskiej Szkoły Biura „B” Służby Bezpieczeństwa, którą ukończył z dobrym wynikiem. Swoją karierę związał z Biurem „B”, które zajmowało się – najogólniej biorąc – tzw. zabezpieczeniem operacyjnym.

„Kpt. Tadeusz Olejnik jest długoletnim pracownikiem pionu obserwacji o bogatym doświadczeniu w zakresie pracy. Posiada duże doświadczenie w zakresie posługiwania się sprzętem fotograficznym i filmowym. Dlatego też z tego zakresu przydzielane mu są niejednokrotnie do bezpośredniego wykonania czynności specjalne. W okresie pracy brał bezpośredni udział w realizacji wielu poważnych spraw zarówno kryminalnych jak i gospodarczych, za co był wielokrotnie nagradzany nagrodami pieniężnymi. Aktywny członek PZPR, od kilku lat wybierany do władz partyjnych. Aktywnie uczestniczył w wykonywaniu zadań służbowych i partyjnych podczas marcowych wydarzeń” – napisał w opinii służbowej 3 września 1968 r. ppłk J. Jurkowski, naczelnik Wydziału „B” Komendy MO m.st. Warszawy.

Przełożeni Tadeusza Olejnika podkreślali jego wybitne zdolności z zakresu obserwacji i posługiwania się sprzętem fotograficznym oraz filmowym zwłaszcza przy wykonywaniu zdjęć operacyjnych (z ukrycia).

„Sposób wykonywania przez niego tego rodzaju zadań jest bardzo ceniony przez zleceniodawców. Niezależnie od kierowania sekcją posiada zdolności, które praktycznie wykorzystuje w zakresie posługiwania się zakamuflowanym sprzętem fotograficznym i filmowym. W ostatnim okresie bezpośrednio kierował niektórymi obserwacjami, gdzie uzyskano bardzo poważne wyniki operacyjne. Za powyższe otrzymał specjalną nagrodę pieniężną” – czytamy w opinii służbowej z 1970 r., tuż po tym, jak został zastępcą dowódcy Batalionu Specjalnego Stołecznego Urzędu Spraw Wewnętrznych.

Formacja ta zajmowała się m.in. zabezpieczaniem i ochroną ambasad i placówek dyplomatycznych znajdujących się na terenie Warszawy. Jako funkcjonariusz przydzielony do zadań specjalnych i posiadający najwyższe certyfikaty dopuszczenia do tajemnic państwowych, Tadeusz Olejnik informował każdorazowo swoich przełożonych o zagranicznych planach wyjazdowych swojej rodziny.

„Uprzejmie proszę Obywatela Komendanta o wyrażenie zgody na wyjazd mojej żony Elżbiety w podróż okrężną statkiem linii dalekowschodniej m/s »Prof. Mierzejewski«, na którym zatrudniony jest mój syn Jacek na stanowisku III oficera” – pisał 25 kwietnia 1983 r. mjr Olejnik. Szef KSMO wyraził zgodę, podobnie jak na wyjazd córki zastępcy dowódcy Batalionu Specjalnego SUSW, Moniki Olejnik.

„Zwracam się z uprzejmą prośbą do Obywatela Komendanta o wyrażenie zgody na wyjazd mojej córki Moniki do Wielkiej Brytanii w m-cu lipcu i sierpniu b. r. Córka jest dziennikarką zatrudnioną w Polskim Radiu program III i w czasie wykonywania czynności służbowych poznała w Warszawie ob. Claude Posnic, właściciela sklepu kupno-sprzedaż pianin. Wymieniony w czasie rozmowy z moją córką powiedział, że był znajomym mojego teścia, Józefa Góralczyka zam. od 1939 r. na stałe w Londynie. Teść mój przed 3-ma laty w wieku 80 lat podobno nagle zmarł w wyniku wypadku ulicznego. Informację tę uzyskałem w kilka miesięcy po tym wypadku od znajomego, który był w Londynie. Od tamtego czasu żadnej wiadomości od teścia nie otrzymałem, a starania czy też potwierdzenie tego faktu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych nie przyniosły rezultatu. W związku z powyższym p. Claude Posnic przysłał córce zaproszenie, aby na miejscu wyjaśnić te okoliczności. Nadmieniam, że moja córka Monika do tej pory za granice nie wyjeżdżała. Uprzejmie proszę Obywatela Komendanta o rozpatrzenie mojego raportu” – pisał mjr Olejnik w czerwcu 1983 r.

Informował on swoich przełożonych nie tylko o wyjazdach prywatnych syna (m.in. do Danii), córki (do Nepalu i Turcji) i żony (do Danii, Turcji), ale także o wyjazdach służbowych.

„Uprzejmie informuję, że moja córka Monika Wasowska (z d. Olejnik) ur. (…) zam. (…), zatrudniona w Polskim Radiu i Telewizji wyjeżdża służbowo do Finlandii w terminie 23–30 listopada 1986 r. Koszty przejazdu i pobytu pokrywa delegująca instytucja” – pisał w raporcie do naczelnika wydziału kadr SUSW mjr Olejnik. Rok później mjr Olejnik meldował o służbowym wyjeździe córki na Maltę.

„Zatrudniona w Polskim Radiu i Telewizji w charakterze redaktora zamierza wyjechać służbowo na Maltę. Wyjazd ma nastąpić w ramach wycieczki zbiorowej organizowanej przez Państwowe Przedsiębiorstwo Orbis” – pisał mjr Olejnik już nie do swojego szefa, ale do dyrektora Departamentu Kadr MSW.
W tym czasie Tadeusz Olejnik był funkcjonariuszem Wydziału XIII Biura „B” Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Wydział ten zajmował się
m.in. osobowym żródłem informacji związanych z lokalami kontaktowymi i punktami obserwacyjnymi, planowaniem działań operacyjnych i podglądem audiowizualnym opozycji demokratycznej. Kogo dokładnie śledzono i filmowano – nie wiadomo, bo w ogromnej większości materiały zostały zniszczone, a w IPN zachowały się jedynie protokoły brakowania. Według nieoficjalnych informacji część materiałów nie została zniszczona – jak podawano oficjalnie – ale miała trafić do prywatnego archiwum gen. Czesława Kiszczaka.

Także w przypadku własnych zagranicznych wyjazdów – m.in. do Związku Radzieckiego – informował o tym swoich przełożonych.
Z pracy w MSW Tadeusz Olejnik odszedł w maju 1988 r. ze stanowiska zastępcy naczelnika Wydziału III Biura „B” MSW, który zajmował się m.in. cudzoziemcami oraz dziennikarzami krajów kapitalistycznych.

„Tow. Tadeusz Olejnik jest długoletnim działaczem partyjno-politycznym. Wielokrotnie pełnił szereg funkcji partyjnych, takich jak wykładowca grupowy, członek egzekutywy POP, członek Komitetu Zakładowego itp. Pracując w organach ochrony ładu i porządku publicznego do chwili obecnej za pozytywne wyniki pracy był wielokrotnie awansowany do stopnia majora włącznie. Za działalność społeczno-polityczną był dziewiętnastokrotnie odznaczany medalami i orderami do Krzyża Kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski włącznie” – czytamy w opinii partyjnej wystawionej przed odejściem mjr. Olejnika ze służby przez POP PZPR przy MSW.

Według dokumentów, jednym z powodów jego odejścia ze służby był zły stan zdrowia spowodowany m.in. stresem w związku z pracą z marginesem społecznym.

„Wykonując funkcje kierownicze w Batalionie Specjalnym KSMO oraz Biurze »B« MSW, bezpośrednio nadzorując pracę operacyjną tych jednostek, co obliguje do służby terenowej w różnych godzinach doby. Rozległość problematyki służbowej, terminowość wykonawstwa oraz konieczność reagowania na problemy podległego personelu zmusza w/wym. do pełnienia służby w godzinach ponadnormatywnych. Ze względu na osiągnięcie wysługi emerytalnej oraz pogarszający się stan zdrowia wystąpił z prośbą o skierowanie do Komisji Lekarskiej” – czytamy w zaświadczeniu z maja 1988 r.

Po przejściu na emeryturę Tadeusz Olejnik zaczął pracować w pionie księgowym Energopolu – spółki budującej m.in. gazociąg w ZSRR. W jego aktach paszportowych znajduje się wniosek o wydanie służbowego paszportu do Związku Radzieckiego w związku z pracą. W tym czasie szefem Energopolu był Michał Zubrzycki, który w latach 90. pełnił funkcję wiceprezesa ds. handlowych w jednej ze spółek należących do Janusza Palikota.

Kontakt poufny, funkcjonariusz, wykładowca

Kontakt poufny „Teofil” to jeden z niewielu przypadków, w którym współpracownik służb specjalnych PRL wstąpił do SB, a następnie został wykładowcą w kuźni kadr bezpieki, czyli w Wyższej Szkole Oficerskiej w Legionowie.

Teodor Mistewicz, bo o nim mowa, był w Legionowie jednym z najlepszych wykładowców i najważniejszych ideologów w latach 80. Kontaktem poufnym SB został pracując jako instruktor w Dziale Zagranicznym ZG ZMW.

„Melduję, że w dniu 27.5.1961 r. przeprowadziłem rozmowę i pozyskałem w charakterze kontaktu poufnego Mistewicza Teodora, studenta Wydz. Filozoficznego UW. Propozycję udzielenia nam pomocy przyjął bez żadnych zastrzeżeń, dając wyraz zrozumienia i konieczności tego rodzaju pracy. W czasie rozmowy Mistewicz mimo młodego wieku okazał się bardzo spostrzegawczy i inteligentny (student IV roku filozofii, zna język francuski)” – pisał w raporcie kpt. Z. Nowakowski, starszy oficer operacyjny Wydziału VII Departamentu II.

Ze znajdujących się w IPN dokumentów wynika, że „Teofil” kilkakrotnie udzielił SB informacji m.in. na temat uczestników zagranicznych wycieczek.
W 1968 r. napisał podanie o przyjęcie go do Służby Bezpieczeństwa. „Ukończyłem wyższe studia filozoficzne, posiadam biegłą znajomość języków rosyjskiego, francuskiego i szwedzkiego oraz słabą znajomość języka niemieckiego. Rodzaj pracy odpowiada moim zainteresowaniom” – pisał Teodor Mistewicz. Przed wstąpieniem do SB pracował jako kierownik Ośrodka Propagandy KP PZPR w Goleniowie, a po przyjęciu i złożeniu ślubowania trafił do Komendy Wojewódzkiej MO w Szczecinie jako pracownik operacyjny.

„Tow. Mistewicz zajmował się dokonywaniem ustaleń, sprawdzeń, tłumaczeń i innych mniej skomplikowanych czynności operacyjnych. Ponadto brał udział pod kontrolą starszych pracowników w rozmowach operacyjnych, w tym z cudzoziemcami, dokonywał analizy materiałów oraz opracowań na kandydatów na tajnych współpracowników. Pod kontrolą i przy bezpośrednim udziale starszego pracownika pozyskał do współpracy 1 tajnego współpracownika oraz przygotowuje pozyskania następnego i założenia L. K. Jest pracownikiem zdyscyplinowanym o dużej wiedzy politycznej” – czytamy w opinii służbowej dotyczącej Teodora Mistewicza z 14 stycznia 1970 r.

W tym samym roku został on skierowany na szkolenie w Wyższej Szkole Oficerskiej w Legionowie, którą ukończył z wynikiem bardzo dobrym. Jego wiedza teoretyczna i biegła znajomość kilku zachodnich języków sprawiła, że szefowie SB postanowili go wykorzystać w pracy dydaktycznej.

„W styczniu br. otrzymał zezwolenie na udział w seminarium doktoranckim z prawa i historii doktryn politycznych na Wydziale Prawa UW w Poznaniu i otwarcie przewodu doktorskiego z zakresu ideologii społecznej przełomu XIX i XX w. Cechuje go dokładność, systematyczność i zdyscyplinowanie. Bierze aktywny udział w pracach Oddziałowej Organizacji Partyjnej. Ppor. Mistewicz jest odpowiednim kandydatem na stanowisko starszego asystenta Cyklu VI Wyższej Szkoły Oficerskiej MSW im F. Dzierżyńskiego” – pisał w 1973 r. we wniosku personalnym płk Władysław Rutka, komendant szkoły w Legionowie.

Trzy lata później Teodor Mistewicz uchodził już za jednego z najlepszych wykładowców kuźni kadr SB. W opiniach służbowych podkreślano jego zaangażowanie partyjne, znajomość kilku języków obcych (co w tamtych czasach było rzadkością) i pracowitość.

„Wykazuje dużo inicjatywy w przygotowaniu różnych pomocy naukowych dla studentów. Między innymi opracował skrypt do nauki przedmiotu »Wstęp do teorii państwa i prawa«. Efektem systematycznej pracy opiniowanego było obronienie w dniu 25 października 1978 r. rozprawy doktorskiej na temat »Koncepcja narodu w pracach Romana Dmowskiego«. Zna i rozumie założenia naszej Partii oraz systematycznie wciela je w życie. Strona moralna nie budzi zastrzeżeń. Wyszczególnione cechy pozwalają stwierdzić, że kpt. dr Teodor Mistewicz jest wartościowym pracownikiem dydaktyczno-naukowym naszej Szkoły i może być awansowany na stopień adiunkta” – czytamy w opinii służbowej z 1 listopada 1978 r.

Teodor Mistewicz oprócz pracy adiunkta katedry Nauk Społeczno-Politycznych WSO w Legionowie był również pilotem wycieczek zagranicznych. W 1983 r. uczestniczył w kursie zorganizowanym przez Ośrodek Doskonalenia Kadr Orbisu.

Z dokumentów znajdujących się w IPN wynika, że Teodor Mistewicz szczegółowo informował przełożonych o swoim życiu osobistym. W raporcie z września 1989 r. napisał, że jego syn Eryk utrzymuje kontakty z rówieśnikami – obywatelami Algierskiej Republiki Ludowej.

„Znajomość z nimi syn zawarł podczas wspólnie urządzonej przez LOT kolonii w Goleniowie dla dzieci polskich i algierskich linii lotniczych. Na gruncie znajomości j. francuskiego znajomość trwa nadal i wyraża się w wymianie okolicznościowych pocztówek i listów” – raportował przełożonym Teodor Mistewicz.
„Zgodnie z poleceniem komendanta WSO płk. H. Lewandowskiego przeprowadziłem rozmowę z mjr. Mistewiczem, oznajmiając mu, że kontakt jego syna z osobami zamieszkałymi w KK nie jest wskazany. Mjr Mistewicz zobowiązał się do rozmowy z synem mającej na celu zerwanie tego kontaktu” – czytamy w dokumentach IPN.

Kilka lat później przełożeni nie stawiali już żadnych oporów przy wyjeździe za granicę syna płk. MistewiczaWedług raportów, Eryk Mistwicz wyjeżdżał m.in. na seminarium do Strasburga w ramach Ogólnopolskiego Komitetu Pokoju oraz do Berlina Zachodniego w ramach delegacji młodych dziennikarzy i ruchu pokojowo-ekologicznego. Teodor Mistewicz z pracy w resorcie MSW odszedł w 1990 r.

„Uprzejmie proszę o zwolnienie mnie ze służby z dniem 31 marca 1990 r. w związku z zamiarem przejścia na emeryturę. Mam 30 lat pracy zawodowej, w tym 22 w Służbie Bezpieczeństwa. Stan zdrowia uniemożliwia mi kontynuowanie pracy w resorcie spraw wewnętrznych” – pisał płk dr Teodor Mistewicz do ministra Czesława Kiszczaka.

Jeden z najważniejszych ideologów i wykładowców politycznych kuźni kadr służb PRL odszedł na emeryturę, zbierając pochwały i gratulacje „za długoletnią i pełną zaangażowania służbę”.

Dokumenty z IPN dotyczące postaci z artykułu znajdują się na portalu niezalezna.pl

Dorota Kania

Maciej Marosz

Stasi i SB – przyjaciółki dwie

Posted: 3 lipca, 2011 in Inne
Płk SB Hipolit Starszak, wydawca „Nie”, przy pomocy Stasi zwalczał ruch oazowy Służba Bezpieczeństwa razem ze Stasi niszczyła katolicki Ruch Światło-Życie. Dotarliśmy do dokumentów, które dowodzą, że podczas stanu wojennego konfiskowano nieruchomości należące do ruchu, samochody, sprzęt poligraficzny i nagraniowy. Do akcji przeciw ruchowi oazowemu zaangażowano wywiad cywilny, prokuraturę wojskową, Zwiad Wojsk Ochrony Pogranicza i urzędy skarbowe. Uderzenie SB i Stasi w ruch oazowy było odwetem za antykomunistyczne wystąpienia twórcy oaz ks. Franciszka Blachnickiego.

Wróg Blachnicki
Ruch oazowy od początku swego istnienia był solą w oku komunistycznych władz. Jego założyciel i główny ideolog ks. Franciszek Blachnicki w okresie najcięższych represji stalinowskich i walki z Kościołem, czyli w latach 1951-53, opracował koncepcję wakacyjnych Oaz Dzieci Bożych. Stanowiły one – jak wynika z odnalezionych w Instytucie Pamięci Narodowej dokumentów – „formę zamkniętych grup poddawanych indoktrynacji”. Nauczanie religii metodą ks. Blachnickiego odpowiadało dziecięcej psychice. Dla chrystianizacji młodzieży nie mogło być jednak miejsca w ateistycznym państwie. W 1960 r. ks. Blachnicki za „działalność godzącą w interesy polityczne PRL” trafił na cztery miesiące do aresztu. Jak potem napisał, porządek prawny PRL to „parawan na określenie władzy panującej partii, występującej tylko w swoim imieniu”.

Na początku lat 60. prześladowany Ruch Światło-Życie podupadł, lecz już w 1963 r. odrodził się, co stało się prawdziwym utrapieniem dla IV Departamentu Służby Bezpieczeństwa, powołanego rok wcześniej specjalnie do inwigilacji Kościoła. Tym bardziej że tworząc sieć Oaz Niepokalanej dla dziewcząt i Oaz Nowego Życia dla chłopców, aż do 1980 r. ks. Blachnicki przestrzegał zasad konspiracji. W 1980 r. publicznie zaapelował on do Polaków o bojkot wyborów do Sejmu, wspierał demokratyczną opozycję. Rok później zaczął tworzyć Niezależną Chrześcijańską Służbę Społeczną Prawda Wyzwolenia. Ostatecznie miała to być partia, która wystartowałaby w wyborach parlamentarnych. Swoją inicjatywą ksiądz próbował zainteresować „Solidarność”. Podczas pobytu za granicą ks. Blachnicki nawiązał też kontakt z paryską „Kulturą”.
Stan wojenny zastał księdza w RFN. Udzielił tam wywiadów niemieckiej telewizji publicznej i rozgłośni polskiej Radia Wolna Europa. Mówił m.in.: „Obecny rząd w Polsce może być określany tylko jako okupacyjny rząd zdrady narodowej (…), jako grupa samozwańcza i tyrańska (…) na usługach obcego i wrogiego Polsce mocarstwa”. Bezpieka inwigilowała ks. Blachnickiego, ale unikała jawnej konfrontacji, jaką byłyby ponowne aresztowanie i proces. Parasolem chroniącym księdza przed represjami było prestiżowe stanowisko krajowego duszpasterza służby liturgicznej w Episkopacie Polski, które w 1972 r. powierzył mu prymas Stefan Wyszyński. Okazję do rozprawienia się z krnąbrnym kapłanem i jego ruchem (pracowało w nim kilka tysięcy duchownych i świeckich w kraju oraz we Włoszech, RFN, Austrii, USA i Boliwii) przyniósł dekret o stanie wojennym, wprowadzający doraźny tryb ścigania przeciwników systemu.

Kazania w proszku
Ofensywne działania przeciwko ks. Blachnickiemu i oazom zainicjowali towarzysze ze wschodnich Niemiec. Stasi zawiadomiła Ministerstwo Spraw Wewnętrznych PRL, że 28 maja 1982 r. w punkcie kontrolnym Wartha na granicy z RFN zatrzymano ciężarówkę z darami dla Polski od katolickiej parafii w Carlsbergu. Przy tej parafii działała niemiecka placówka organizacji ks. Blachnickiego. Gen. Willy Damm, szef X Departamentu Stasi, poinformował, że podczas kontroli celnej znaleziono ukryte w proszku do prania broszury wydane przez Ruch Światło-Życie, kazania ks. Blachnickiego i jego korespondencję, która „świadczy o działalności sprzecznej z prawem”. Za dowód przestępstwa uznano na przykład sformułowanie „grupa nie mająca żadnego moralnego tytułu do sprawowania władzy” – na określenie ekipy gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Trójkę kurierów polskiego pochodzenia aresztowano – przesłuchiwano ich w berlińskiej centrali Stasi, a stenogramy przesyłano do Warszawy.

Decyzja o uruchomieniu wielkiej machiny policyjno-prokuratorskiej przeciwko ruchowi oazowemu i jego twórcy musiała zapaść na wysokim szczeblu „z uwagi (…) na pełnioną przez ks. Blachnickiego funkcję (…) w Episkopacie Polski”. Świadczy o tym odręczny dopisek na piśmie dyrektora Biura Śledczego MSW płk. Hipolita Starszaka (obecnie dyrektora spółki Urma, wydającej tygodnik „Nie” Jerzego Urbana) do pierwszego wiceministra spraw wewnętrznych gen. Bogusława Stachury. „W miarę pogłębiania tematu będziemy się zastanawiali nad jego konsekwencjami w układzie stosunków państwo – Kościół” – napisał zwierzchnik Starszaka.
Plan działań operacyjno-śledczych, przygotowany przez podwładnych Starszaka, przewidywał m.in. opracowanie wykazu wykorzystywanych przez oazy nieruchomości, samochodów, wydawnictw i studiów nagrań w celu „ustalenia prawnych możliwości przejęcia przez Państwo tych obiektów”. „Te działania w konsekwencji winny doprowadzić do likwidacji bazy materialnej, na której opiera się działalność ruchu (…) ‚Światło-Życie’ ” – czytamy w piśmie SB do prokuratury Warszawskiego Okręgu Wojskowego.
Prokurator Czesław Jarosławski szybko zrealizował dyrektywę MSW: zarzucił ks. Blachnickiemu działanie na szkodę PRL i rozpowszechnianie fałszywych wiadomości dotyczących m.in. „przyczyn wprowadzenia w Polsce stanu wojennego oraz o sytuacji społeczno-politycznej panującej w kraju”. Po wszczęciu śledztwa w trybie doraźnym wojskowy prokurator wydał list gończy za ks. Blachnickim. Zarząd Zwiadu Wojsk Ochrony Pogranicza miał czuwać, na wypadek gdyby ks. Blachnicki – na co mogły wskazywać informacje operacyjne – postanowił wrócić do ojczyzny z paszportem wystawionym na inne nazwisko. O materiał dowodowy na potrzeby przygotowywanego procesu zadbał w Niemczech Wydział III Departamentu I (wywiad) MSW. Pomocą służyli też nieocenieni towarzysze ze Stasi, realizując sugestie Biura Śledczego MSW dotyczące sposobu przesłuchiwania aresztowanych kurierów ks. Blachnickiego. Współpracę zacieśnił cykl wspólnych narad roboczych, które odbywały się na zmianę w Warszawie i Berlinie.

W sieci bezpieki
Ewidencję majątku Ruchu Światło-Życie w Polsce przygotował Wydział V Departamentu IV MSW, kierowany przez płk. Tadeusza Grunwalda. To on był założycielem grupy D, której funkcjonariusze zamordowali w 1984 r. ks. Popiełuszkę. Od koordynującego całość działań Wydziału II Biura Śledczego MSW płk Grunwald otrzymał polecenie zbadania stanu majątkowego współpracowników ks. Blachnickiego, którzy występowali jako formalni nabywcy budynków i samochodów, w rzeczywistości kupionych na potrzeby ruchu oazowego. „Gromadzone informacje mają służyć udokumentowaniu, iż sytuacja majątkowa tych osób uniemożliwiała nabycie nieruchomości i pojazdów mechanicznych” – instruował mjr Jerzy Karpacz.

Państwowe Biura Notarialne pomogły SB ustalić stan prawny obiektów, z których korzystały oazy. Przeprowadzono serię przeszukań i przesłuchano wielu działaczy Ruchu Światło-Życie. Jeden z nich zeznał: „Nie wiem, czy dworek ten [przy ul. Owcy-Orwicza w Krakowie] ks. Blachnicki kupił na swoje nazwisko (…). Z tego, co wiem, to (…) nie miał zwyczaju kupować nieruchomości na siebie (…). W dworku miała być urządzona drukarnia”. Zeznania potwierdzały informacje z donosu, który złożył osiem lat wcześniej Józef Bigos, rolnik z Dursztyna na Podhalu. Doniósł on, że był świadkiem, jak ks. Blachnicki kupił nieruchomości przez podstawioną osobę. Kapłan miał sam zapłacić za nieruchomość oraz namówił sprzedającego do zaniżenia ceny w akcie notarialnym.
SB triumfowała – znienawidzonemu księdzu, który przez lata wodził za nos IV Departament MSW, można było zarzucić dodatkowo przestępstwa gospodarcze. SB ustaliła, że w latach 1964-1980 ks. Blachnicki kupił przez podstawione osoby 15 budynków z działkami o łącznej wartości ponad 100 mln ówczesnych złotych. Nabył też pięć samochodów. Zorganizował też kilkadziesiąt wydawnictw religijnych drukujących wysokonakładowe tytuły. „Działalność ta nie będąca zarejestrowaną, nie została objęta opodatkowaniem” – stwierdził por. A. Zalewski, sugerując „zastosowanie zabezpieczenia majątkowego i przejęcia na rzecz Skarbu Państwa m.in. 11 nieruchomości o przybliżonej wartości 80 mln zł”. SB oceniała majątek zgromadzony przez oazy na ponad 200 mln ówczesnych złotych.

Odpisy z aktów notarialnych, wyciągi z protokołów przesłuchań świadków i znalezione podczas przeszukań zapiski rozliczeń finansowych ruchu oazowego MSW przesłało do głównego inspektora dewizowego w Ministerstwie Finansów. Ksiądz zajmujący się działalnością charytatywną i nauczaniem religii został potraktowany gorzej niż cinkciarze. „Trudnił się nielegalnym obrotem wartościami dewizowymi” – zawyrokowało MSW. Inspektor S. Kapusta z Izby Skarbowej w Warszawie miał wątpliwości, czy zakupy nieruchomości na potrzeby ruchu oazowego można uznać za ważne w świetle przepisów kodeksu cywilnego. W końcu stwierdził, że prokurator może wnieść „powództwo o unieważnienie dokonanych czynności prawnych”.

Śledztwo po grób
Z akt śledztwa wynika, że zaplanowana z rozmachem akcja SB przeciwko ruchowi oazowemu straciła impet z końcem lutego 1983 r. Zabezpieczono wprawdzie majątek ruchu, ale bezpiece nie udało się uzyskać ani jednego orzeczenia o przepadku mienia lub wyegzekwowaniu należności państwa. Powód był oczywisty: przed zaplanowaną na czerwiec 1983 r. pielgrzymką do Polski papieża Jana Pawła II władze PRL nie chciały psuć stosunków państwo – Kościół, do czego niechybnie doprowadziłyby represje wobec Ruchu Światło-Życie.

Śledztwo przeciwko ks. Blachnickiemu, zawieszone z powodu pobytu kapłana za granicą, umorzono dopiero pięć minut przed likwidacją SB – w kwietniu 1990 r. Charyzmatyczny duchowny nie żył już wówczas od trzech lat.

 

*Źródło – WPROST – Numer: 20/2005 (1172)

„Czy nasi koledzy byli agentami?” – takie pytanie padło na łamach GW w związku z ujawnieniem agenturalności „Tygodnika Mazowsze’, który był fundamentem budowy „Wyborczej”.

Irena Lasota w „Nowym Świecie” zacytowała fragment rozmowy gen. Wojciecha Jaruzelskiego z Adamem Michnikiem: „Umieściliście tam agentów. Widziałem, jak robiliście to w „Tygodniku Mazowsze”. Był czas, kiedy większość osób pracujących w tym tygodniku to byli wasi agenci. Spytajcie Zbyszka Bujaka”.

Ta sama Irena Lasota jako jedyna ujawniła co odkrył Michnik grzebiąc w archiwach MSW w 1990 roku, była to min. kwerenda dotycząca agentury w „Tygodniku Mazowsze”.*
* Szerzej tą kwestię poruszałem we wpisie – TECZKI MAINSTREAM’U

„Czy ukrywane przez lata tajemnice wychodzą na jaw przez przypadek, czy ktoś zręcznie nimi steruje? Kto przejął akta z departamentu D, zawierające wstydliwe tajemnice osób z pierwszych stron gazet? Okazuje się, że informacja jest najpotężniejszą z broni, a wiedza o ludzkich słabościach – najlepszą polisą na życie.”

Te kilka zdań wyraża sens filmu Bromskiego – „Uwikłanie”. Chwała mu za to, że dotknął tak drażliwego i o zgrozo aktualnego tematu.

Drażliwość, a myślę, że to bardzo delikatne słowo w tym przypadku, dobrze widać w tej wypowiedzi:

„Za słabość tego filmu uważam typowo pisowską tezę, że nieszczęściem dzisiejszej Polski są ukryte wpływy mafii ubecko-komunistycznej. Pogląd ten uważam za całkowicie nieprawdziwy i mącący ludziom w głowach.”

Autorem tych słów jest Adam Michnik, tak ten sam, którego działania rozpoczęły okres manipulacji archiwami i kwestią lustracji. Blokowanie lustracji i dezinformowanie opinii publicznej było efektem tego, co Michnik zobaczył w archiwum.

O tym, co Michnik dowiedział się z kwerendy w 1990 r. wiemy dzisiaj praktycznie jedynie to, co ujawniła Irena Lasota, działaczka opozycji demokratycznej od lat 60. Napisała ona, że Michnik w wyniku przeglądnięcia „teczek” stwierdził, że w „Tygodniku Mazowsze” bezpieka ulokowała sieć agenturalną.

To ważna informacja, gdyż dziennikarze „Tygodnika Mazowsze” tworzyli „Gazetę Wyborczą”.

Powtórzmy to jeszcze raz w „Tygodniku Mazowsze” bezpieka ulokowała sieć agenturalną, a ów tygodnik stanowił fundamenty „Gazety…”.

W 2007 roku Tygodnik „Nie” w swoim stylu obśmiał książkę Zygmunta Miłoszewskiego na podstawie, której powstał film Bromskiego.

Wydawcą tygodnika należącego do Jerzego Urban jest Hipolit Starszak, ten sam, który do maja 1990 roku był zastępcą Prokuratora Generalnego (od kwietnia w archiwum MSW gościł się Adam Michnik).

W 2002 brał udział w pracach komisji statutowo-regulaminowej Związku Kontroli Dystrybucji Prasy, a później przez Jerzego Urbana został rekomendowany do Sądu Koleżeńskiego Polskiej Izby Wydawców Prasy.

Pomagał  także znaleźć adwokata Edwardowi Mazurowi, gdy ten został zatrzymany w związku z zabójstwem gen. Marka Papały.

Nazwisko Hipolit Starszak znajduje się w wykazie uczestników obrad Okrągłego Stołu z ramienia strony rządowo-koalicyjnej w podzespole do spraw reformy prawa i sądów (Kżysztof Dubiński, Okrągły Stół, Wyd. KAP, Warszawa 1999, s. 532).

W jednym  numerów „Rzeczpospolitej” w 2010 roku opublikowano wywiad z Sylwestrem Latkowskim, dziennikarzem śledczym.

W tym wywiadzie pojawia się wiele informacji o początkach III RP, o  wpływie służb specjalnych na media oraz przykłady charakterystyczne dla akcji „Ramzes” .  Wywiad ten zrobił na mnie wrażenie,  potwierdza fakty o których wiedziałem wcześniej. Uznałem jednak , że ze względu na moje śledztwo,  warto fragmenty tego co przekazuje S.Latkowski zamieścić.

„A co robi obecna władza? Będzie dziennikarzom ucierać nosa, jak słyszałem? Będzie ich inwigilować? Przecież ekipa od śledztwa Papały, zamiast szukać morderców generała, szuka haków na dziennikarzy! A szefowa grupy Generał w policji ma za zadanie upić dziennikarza i dowiedzieć się, skąd on czerpie informacje. Policjanci i prokuratorzy nie są przyzwyczajeni do tego, że dziennikarze patrzą im na ręce.

A później taka przyjaźń?

Ja z każdą kolejną ekipą, choćby z ABW, mam na pieńku, więc nie ma mowy o żadnej przyjaźni. Ale to prawda, że dziennikarze często wchodzą w układy z prokuratorami, z policją, służbami. Bo muszą dostarczać newsy, a w końcu kto może im co tydzień podrzucić atrakcyjnego newsa? A później, kiedy dochodzi do sytuacji konfliktowej, taka przyjaźń z prokuratorem, z rzecznikiem, kimś z ABW może ciążyć.

Chodzi tylko o związki towarzyskie?

Zdecydowanie nie! Poważnym problemem w polskim dziennikarstwie, nie tylko śledczym, jest agentura służb specjalnych. I to nie tylko SB, ale służb nowych.

Formalnie nie można werbować dziennikarzy?

Ustawa o ABW daje taką możliwość za zgodą premiera lub ministra koordynatora służb specjalnych. Więc dziennikarze nadal są werbowani. Ale powiem panu coś więcej – otóż w połowie lat 90. w polskich mediach funkcjonowali oficerowie pod przykryciem, czyli nie żadni dziennikarze – agenci, ale wręcz kadrowi oficerowie Urzędu Ochrony Państwa!

Dwóch z grupy Lesiaka było w „Kurierze Polskim”, a potem w „Super Expressie”.

A co z resztą? Do dziś nie wiadomo, czy wszyscy zostali wycofani, prawda? Więc może nadal w mediach pracują oficerowie służb specjalnych?

Pan wie czy tak sobie dywaguje?

Mówi się o kilku znaczących postaciach i pewne rzeczy są ewidentne. Ale wkraczamy na obszar spraw tajnych i powiedzenie czegokolwiek oznacza automatyczną sprawę karną o ujawnienie tajemnicy państwowej i przegrany proces cywilny. Służby nie potwierdzą przecież, że ktoś jest ich agentem.

Pozostają domysły?

Widziałem dokument świadczący o tym, że bardzo znana dziennikarka jest etatowym oficerem, ale dopóki nie będę mógł dostać jego kopii, nie podam jej nazwiska.

Kiedy czyta pan teksty śledcze, często ma wrażenie, że pisali je ludzie z tamtej strony?

Dziennikarze stają się elementem rozgrywki między służbami. I teraz, dostając przeciek, dziennikarz jest słupem ogłoszeniowym służb i po prostu puszcza newsa dalej albo dopiero od tego momentu zaczyna śledztwo, weryfikuje wiadomości etc. Mam też wrażenie, że stało się to samo co w publicystyce politycznej, czyli nastąpił podział polityczny i dziennikarz śledczy, pisząc, patrzy tylko „mój czy nie mój”.

Szczególnie istotna wypowiedź:

„Widziałem dokument świadczący o tym, że bardzo znana dziennikarka jest etatowym oficerem, ale dopóki nie będę mógł dostać jego kopii, nie podam jej nazwiska.”

W kontekście naszych rozważań publikacja Jarosława Jakimczyka jest niesłychanie ważna.

Bezpieka Urbana

„Czym w wolnej Polsce zajmuje się wyszkolony przez KGB pułkownik Służby Bezpieczeństwa? Osoba, która odpowiada m.in. za uwięzienie emisariuszy paryskiej „Kultury” i współpracowników Radia Wolna Europa, rozstrzyga, co jest etyczne w mediach. Były pułkownik SB Hipolit Starszak został przez Jerzego Urbana rekomendowany do sądu koleżeńskiego Izby Wydawców Prasy. Starszak jest najbliższym współpracownikiem Jerzego Urbana, dyrektorem spółki Urma, wydającej tygodnik „Nie”. Ostatnim stanowiskiem Starszaka w PRL była funkcja zastępcy prokuratora generalnego. Jak wynika z akt personalnych, odtajnionych przez Instytut Pamięci Narodowej (teczka IPN 710/466), brał on udział w najgłośniejszych sprawach politycznych prowadzonych przez SB od połowy lat 60.

O osiągnięciach Starszaka w SB warto pamiętać, bo Jerzy Urban – od czasu złożenia zeznań przed komisją w sprawie Rywina – jest traktowany przez część polityków i mediów jako osoba wiarygodna, piętnująca kapitalizm polityczny i tropiąca bezstronnie wszelkie afery. Taka też jest opinia tych samych kręgów o tygodniku „Nie”.

Marcowy kapitan
Funkcjonariuszem bezpieki Starszak został – jak sam twierdzi – przez przypadek. Zawsze chciał pracować jako prokurator. W 1962 r. ukończył prawo na Uniwersytecie Warszawskim, ale na miejsce w prokuraturze nie miał podobno szans, gdyż pochodził z prowincji i nie miał żadnych znajomości. Dlatego wybrał Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Resortem tym kierował wtedy Mieczysław Moczar. Starszak trafił do Biura Śledczego. Oficerski kurs ukończył z wyróżnieniem i rekomendacją do nagrody w macierzystej jednostce. Podpisując wniosek o awans w maju 1965 r., dyrektor Biura Śledczego MSW płk. Idzi Bryniarski zanotował: „Po krótkim okresie pracy dał się poznać jako zdolny pracownik, wyróżniający się wśród innych oficerów śledczych nawet o większym stażu pracy. (…) W ostatnim czasie prowadzi kilkuosobową sprawę szpiegowską, w której uzyskał poważne wyniki”.
„Ukierunkowany na prowadzenie postępowań karnych o charakterze politycznym” Hipolit Starszak prawdziwą karierę zaczął robić w 1968 r. „Szczególnie duży wkład pracy [Starszak] dał z siebie po wydarzeniach marcowych, zwłaszcza w zakresie opracowania wyników postępowania w sprawach tzw. komandosów” [nazywano tak młodych intelektualistów, organizatorów protestów w marcu 1968 r.] – pisał płk Józef Chomętowski, szef Biura Śledczego, uzasadniając w ten sposób wniosek o awans porucznika Starszaka na stopień kapitana. Starszak twierdzi, że opracował tylko raport o „komandosach” na zjazd PZPR, ale nie brał bezpośrednio udziału w śledztwach, zakończonych wyrokami od 2 do 3,5 lat więzienia. – Może robiłem to incydentalnie – mówi. Gdy Karol Modzelewski i Jacek Kuroń jako posłowie Sejmu kontraktowego (1989-1991) ujrzeli Starszaka, reprezentującego w ławach rządowych prokuraturę PRL, stwierdzili, że jest to funkcjonariusz, który ich przesłuchiwał po Marcu ’68.
Starszak prowadził śledztwo przeciwko szpiegowi CIA Jerzemu Strawie, którego sąd wojskowy skazał na śmierć przez rozstrzelanie (była to przedostatnia egzekucja w PRL osoby skazanej za współpracę z obcym wywiadem). – Nawet polubiłem Strawę. Spędziliśmy razem kilka miesięcy – wspomina Starszak wielogodzinne przesłuchania. Do dziś pamięta miejsce i rok urodzenia Strawy oraz imię jego niemieckiej żony.

Łowca szpiegów
Rok 1969 upłynął dla Starszaka pod znakiem sprawy tzw. taterników – jak nazwano grupę młodych ludzi, którzy przerzucali do kraju literaturę emigracyjną, w tym paryską „Kulturę”. Śledztwo zapoczątkowane zatrzymaniem dwójki Polaków przez czechosłowacką bezpiekę (StB) w tatrzańskim Smokovcu przejął Wydział I Biura Śledczego MSW, specjalizujący się w ściganiu szpiegów. Działania prowadzone przez kpt. Starszaka doprowadziły do skazania emisariuszy „Kultury” na karę od 2 do 4,5 roku więzienia. – Przy zatrzymanych znaleziono m.in. instrukcję od Jerzego Giedroycia z pytaniami, które głęboko ingerowały w wewnętrzne sprawy naszego państwa – mówi Hipolit Starszak. Nadal uważa, że wypełnianie ankiet dla niezależnego miesięcznika emigracyjnego to była praca dla obcego wywiadu.

Po sukcesach w tropieniu szpiegów Starszak zaczął szkolić w tej dziedzinie pracowników innych departamentów MSW. W Biurze Śledczym zwalczał też tzw. dywersję ideologiczną. Za osiągnięcia na tym polu został starszym inspektorem. W opinii służbowej za okres od listopada 1968 r. do marca 1971 r., którą sporządził naczelnik Wydziału Inspekcji płk S. Dereń, czytamy: „szczególnie dużo pracy i inwencji włożył w wyjaśnienie i udokumentowanie skomplikowanej sprawy karnej przeciwko grupie osób współdziałających z Rozgłośnią Radia Wolna Europa”. Ocenianego bardzo wysoko oficera przeniesiono do Wydziału Inspekcji Biura Śledczego, który koordynował postępowania karne o szpiegostwo w całym kraju.
Podczas walk wewnętrznych koterii z Rakowieckiej (centrali SB w Warszawie) w pierwszych latach rządów Gierka kapitan Starszak zdobył zaufanie nowego kierownictwa MSW, zwalczając frakcję moczarowską. Doprowadził do skazania na 6 lat więzienia wiceministra MSW gen. Ryszarda Matejewskiego.

Pojętny uczeń KGB
Cenionego w centrali SB oficera przedterminowo awansowano na majora. 9 czerwca 1973 r. major Starszak wysłał raport do dyrektora Biura Kadr MSW płk. Bonifacego Jedynaka. Prosił o skierowanie na „przeszkolenie na rocznym kursie stacjonarnym w Wyższej Szkole Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego (KGB) przy Radzie Ministrów ZSRR. (…) Obowiązki, które wykonuję w MSW, wymagają stałego doskonalenia wiedzy i umiejętności praktycznych. (…) realizację tego wymogu, w szczególności w odniesieniu do niezbędnej w pracy śledczej wiedzy operacyjnej, zapewnia skorzystanie z bogatych doświadczeń radzieckich organów bezpieczeństwa”. W polskiej grupie Starszak był najlepszym słuchaczem kursu. Świadectwo z ogólną oceną bardzo dobrą wymienia kilkanaście przedmiotów, które studiował, m.in. działania kontrwywiadowcze organów służby bezpieczeństwa przeciwko wywiadom państw imperialistycznych (158 godzin), organizację pracy i kierowania w radzieckim kontrwywiadzie (22 godziny), psychologię specjalną (30 godzin), kryminalistykę radziecką (112 godzin).
Po powrocie z Moskwy na mjr. Hipolita Starszaka w ciągu kilku lat spłynął deszcz odznaczeń, m.in. srebrny medal Za zasługi dla obronności kraju, złota odznaka Za zasługi w ochronie porządku publicznego oraz Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Ten ostatni – jak wynika z tajnej opinii służbowej szefa Biura Śledczego MSW płk. Tadeusza Kwiatkowskiego – był nagrodą „za uzyskane rezultaty w sprawie przeciwko współpracownikowi wywiadu RFN Ludwikowi Cendrzakowi”. Zamożnemu adwokatowi, który jeździł luksusowym mercedesem, SB zarzuciła próbę wyniesienia materiałów wywiadowczych podczas widzenia z klientem, aresztowanym za szpiegostwo dla RFN. Adwokat nigdy nie przyznał się do winy, mimo sugestii, że zostanie łagodniej potraktowany, jeśli poprosi o łaskę. Z wyrokiem 15 lat więzienia osadzono go w najcięższym zakładzie karnym PRL – w Barczewie. W sąsiedniej celi siedział dawny klient Cendrzaka, hitlerowski gauleiter Prus Wschodnich Erich Koch. Kiedy po dziesięciu latach adwokat wyszedł na wolność, miał zrujnowane zdrowie. Zmarł niecałe trzy lata później. W 1992 r. Cendrzak został pośmiertnie oczyszczony z zarzutów szpiegostwa i zrehabilitowany. Jego syn Krzysztof Cendrzak nie wyklucza, że zwróci się wkrótce do Instytutu Pamięci Narodowej z zapytaniem, czy wobec jego ojca nie dopuszczono się zbrodni sądowej.

Pogromca antysocjalistycznego podziemia
W 1978 r. ppłk Hipolit Starszak został wicedyrektorem Biura Śledczego MSW. Tropiciela imperialistycznych agentów w pełni doceniono jednak dopiero podczas przygotowań do wprowadzenia stanu wojennego, w maju 1981 r. Ówczesny szef MSW gen. Mirosław Milewski zwrócił się do władz PZPR o zgodę na mianowanie płk. Starszaka dyrektorem Biura Śledczego. „W pełni gwarantuje właściwe wykonanie zadań na proponowanym stanowisku” – zapewnił gen. Milewski, który nawet w bezpiece uchodził za osobę zbyt blisko powiązaną z Sowietami. Nominację Starszak otrzymał już od nowego szefa MSW, gen. Czesława Kiszczaka. „W okresie stanu wojennego (…) płk H. Starszak, kierując Biurem Śledczym MSW, osobiście przyczynił się do prawidłowego wykonywania zadań na odcinku rozpoznawania i zwalczania opozycyjnej działalności podziemia antysocjalistycznego” – ta opinia Kiszczaka była przepustką do dalszej kariery Starszaka.

Po wprowadzeniu stanu wojennego Starszak poznał swego przyszłego chlebodawcę – Jerzego Urbana, wówczas rzecznika rządu. Biuro Śledcze MSW dostarczało Urbanowi przed konferencjami prasowymi informacje spreparowane na podstawie materiałów operacyjnych. Po śmiertelnym pobiciu przez milicjantów w maju 1983 r. maturzysty Grzegorza Przemyka funkcjonariusze biura wzięli udział w tuszowaniu tej zbrodni, za co najbardziej zaufany człowiek Starszaka i jego następca, płk Zbigniew Pudysz, dostał później nagrodę szefa MSW.
W sierpniu 1983 r. Starszak został szefem Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Siedlcach, ale już w marcu 1984 r. objął funkcję zastępcy prokuratora generalnego PRL. Pozostawał funkcjonariuszem SB, urlopowanym do pracy poza MSW. Z prokuratury odwołał go w 1990 r. premier Tadeusz Mazowiecki. Starszak nie poddał się weryfikacji funkcjonariuszy SB.

Opiekun wiewiórek
W lutym 1991 r. stary znajomy Starszaka – Jerzy Urban, który od pięciu miesięcy wydawał tygodnik „Nie”, zatrudnił go jako dyrektora w swej spółce Urma. Dawni koledzy Starszaka z SB – nazywani w „Nie” wiewiórkami – podrzucali dziennikarzom bezpieczniackie papiery kompromitujące wrogów postkomunistów. Starszak, przed ukazaniem się artykułów, opiniuje je, weryfikuje i akceptuje do druku. „Nie” broniło polonijnego przedsiębiorcę Edwarda Mazura, który przez płatnego mordercę Siergieja Sienkiva został wskazany jako zleceniodawca zabójstwa byłego szefa policji gen. Marka Papały. Kiedy dwa i pół roku temu funkcjonariusze CBŚ zatrzymali Mazura na zlecenie prokuratury, biznesmen skontaktował się właśnie ze Starszakiem. Mazura wkrótce zwolniono – z policyjnej izby zatrzymań pojechał na imprezę z czołówką polityków SLD w stołecznej restauracji Belvedere.
Gdy Jerzy Urban podczas przesłuchań przed sejmową komisją w sprawie Rywina odegrał rolę sprawiedliwego, nie tylko on zaczął być traktowany jako osoba wiarygodna, ale także były pułkownik SB Hipolit Starszak. Dzięki temu został szefem sądu koleżeńskiego Polskiej Izby Wydawców Prasy. Jest mało prawdopodobne, by osoby, które go na to stanowisko wybrały, wiedziały o jego roli w procesach politycznych i dławieniu wolności słowa. Bo Starszak w roli arbitra moralności to już nie ironia historii, lecz parodia.”

 

Będę do tego tekstu wracał i w odniesieniu do akcji „Ramzes”, ale też inwigilacji ruchu „Światło – Życie”.

SB, Stasi i alternatywa

Posted: 28 Maj, 2011 in Inne

Dziś nie jest już żadną tajemnicą, że pomysł na porozumienie w scenariuszu, który wszyscy znamy wyszedł od Jerzego Urbana już na początku lat ’80.

Wystąpił on z nimi już 3 stycznia 1981 r. w tajnym liście do ówczesnego I sekretarza KC PZPR Stanisława Kani.

W tym bardzo obszernym liście Urban bardzo krytycznie ocenił dotychczasową taktykę PZPR wobec presji solidarnościowych mas, jako politykę wleczenia się w ogonie wydarzeń, to ustępowania, to opierania się i mówienia „nie”, żeby jutro znów ustępować. Krytykował również postawę tych ludzi z władz, którzy ustępują, godzą się oddawać krok po kroku władzę. Zdaniem Urbana, sama władza powinna przeprowadzić spektakularną operację polityczną w wielkim stylu, urządzając w Polsce odgórnie „przełom”.

Polegałby on na wciągnięciu solidarnościowej opozycji do udziału we władzy, powołaniu koalicyjnego rządu. To z kolei ułatwiłoby stopniowe rozmycie i osłabienie opozycji.

Mało kto wie, że była alternatywa, wobec KOR-u i przeżartej agenturalnością „Solidarności”.

Była ona tak poważna, że powołano specjalną komórkę na linii SB-Stasi  do jej zwalczenia i wyeliminowania.

Płk SB Hipolit Starszak, wydawca „Nie” i dyrektor w spólce Jerzego Urbana przy pomocy Stasi zwalczał ruch oazowy sługi bożego ks. Blachnickiego.

Na początku lat 60. prześladowany Ruch Światło-Życie podupadł, lecz już w 1963 r. odrodził się, co stało się prawdziwym utrapieniem dla IV Departamentu Służby Bezpieczeństwa, powołanego rok wcześniej specjalnie do inwigilacji Kościoła.

Tym bardziej że tworząc sieć Oaz Niepokalanej dla dziewcząt i Oaz Nowego Życia dla chłopców, aż do 1980 r. ks. Blachnicki przestrzegał zasad konspiracji.

W 1980 r. publicznie zaapelował on do Polaków o bojkot wyborów do Sejmu, wspierał demokratyczną opozycję.

Rok później zaczął tworzyć Niezależną Chrześcijańską Służbę Społeczną Prawda Wyzwolenia. Ostatecznie miała to być partia, która wystartowałaby w wyborach parlamentarnych. Swoją inicjatywą ksiądz próbował zainteresować „Solidarność”.

Podczas pobytu za granicą ks. Blachnicki nawiązał też kontakt z paryską „Kulturą”.

Napotkał niestety opór, nie tylko ze strony SB, co jest zrozumiałe, ale także działaczy podziemia.

Miałem osobiście zaszczyt poznać sługę bożego Franciszka Blachnickiego, a moi rodzice byli liderami tego ruchu w latach ’80 na Lubelszczyźnie.

Tato po powrocie z centrum „Ruchu” w Krościenku był represjonowany.

Życie napisało tak scenariusz, że po prawie 30 latach moje drogi  życiowe skrzyżowały się z pułkownikiem Starszakiem.

 

*Publikacja na podstawie:

–  „Stasi i SB – przyjaciółki dwie”,
–  „Teczki mainstream’u”,

–   własna biografia.

Zgadzamy się na pełne wykorzystanie tekstu  przez wszystkie media oraz czytelników na zasadzie creative commons, pod warunkiem wyraźnego powołania się na źródło a w przypadku mediów internetowych – z podaniem linku na początku i końcu tekstu.

Z poważaniem,

Piotr Labega

Teczki mainstream’u

Posted: 28 Maj, 2011 in Inne

Od 12 kwietnia do 27 czerwca 1990 r., czyli przez 76 dni, cztery osoby (komisja Michnika) miały dostęp do archiwów Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.

Hipolit Starszak  do maja 1990 roku był Zastępcą Prokuratora Generalnego. Wnioski pozostawiam wam, ale wcześniej przeczytajcie całość.

Prymus kursów KGB i pogromca demokratycznej opozycji jest najbliższym współpracownikiem Jerzego Urbana.

Czym w wolnej Polsce zajmuje się wyszkolony przez KGB pułkownik Służby Bezpieczeństwa?

Osoba, która odpowiada m.in. za uwięzienie emisariuszy paryskiej „Kultury” i współpracowników Radia Wolna Europa, rozstrzyga, co jest etyczne w mediach.

Były pułkownik SB Hipolit Starszak został przez Jerzego Urbana rekomendowany do sądu koleżeńskiego Izby Wydawców Prasy.

Starszak jest najbliższym współpracownikiem Jerzego Urbana, dyrektorem spółki Urma, wydającej tygodnik „Nie”. Ostatnim stanowiskiem Starszaka w PRL była funkcja zastępcy prokuratora generalnego.

Jak wynika z akt personalnych, odtajnionych przez Instytut Pamięci Narodowej (teczka IPN 710/466), brał on udział w najgłośniejszych sprawach politycznych prowadzonych przez SB od połowy lat 60.

Hipolit Starszak to temat rzeka, warto jednak wiedzieć jeszcze to, że on stoi za powstaniem pojęcia „wiewiórek” oraz moje prywatne śledztwo wskazuje, że na początku lat ’80 kiedy poznał Jerzego Urbana zajmował się także „kontaktami” z opozycjonistą Adamem Michnikiem.

Bronisław Wildstein, a Adam Michnik

Bronisław Wildstein udostępnił jawny indeks zasobów IPN. Koalicja mentalnych homo sovieticus okrzyknęła go „barbarzyńcą” i doprowadziła do usunięcia z pracy.
Wobec tego pokazu hipokryzji, warto zestawić tzw. sprawę Wildsteina z prawdziwą aferą udostępnienia ściśle tajnych archiwów UB-SB grupie osób zwanej Komisją Michnika.

Czym różni się dziennikarz Michnik od dziennikarza Wildsteina? Czy w Polsce są obywatele, którym wolno mniej niż prawo zezwala (Wildstein) i obywatele, których obowiązujące prawo nie powinno krępować (Michnik)?

Działania Michnika rozpoczęły okres manipulacji archiwami i kwestią lustracji. Blokowanie lustracji i dezinformowanie opinii publicznej było efektem tego, co Michnik zobaczył w archiwum.

Od 12 kwietnia do 27 czerwca 1990 r., czyli przez 76 dni, cztery osoby miały dostęp do archiwów Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.

Byli to: Adam Michnik, ówczesny poseł i redaktor naczelny „Gazety Wyborczej”, prof. Andrzej Ajnenkiel, historyk, prof. Jerzy Holzer, historyk, oraz Bogdan Kroll, ówczesny dyrektor Archiwum Akt Nowych.

Bogdan Kroll zmarł zmarł 15 października 1999 w Warszawie. O swojej pracy w „komisji Michnika” nie przekazał żadnego sprawozdania.
Ciekawym odnotowania jest fakt, że w oficjalnym życiorysie pana Krolla nie ma nawet jednego słowa o tym, że był przewodniczącym tej komisji.

O tym, co Michnik dowiedział się z kwerendy w 1990 r. wiemy dzisiaj praktycznie jedynie to, co ujawniła Irena Lasota, działaczka opozycji demokratycznej od lat 60. Napisała ona, że Michnik w wyniku przeglądnięcia „teczek” stwierdził, że w „Tygodniku Mazowsze” bezpieka ulokowała sieć agenturalną.

To ważna informacja, gdyż dziennikarze „Tygodnika Mazowsze” tworzyli „Gazetę Wyborczą”.

Antoni Macierewicz,że prof. Ajnenkiel kłamie, gdy mówi, że komisja miała dostęp jedynie do niż nieznaczących materiałów.  Przynajmniej jeden z członków „komisji Michnika” był tajnym współpracownikiem PRL-owskiego aparatu terroru i to było wiadome od dawna.
Były szef MSW twierdzi, że pracownicy archiwum, którzy przebywali razem z „komisją Michnika”, zapewniali go, że jej członkowie mogli nie tylko czytać „teczki”, ale mieli możliwość wynoszenia dokumentów.

Jan Olszewski, były premier, który zapoznał się z raportem komisji, który prof. Henryk Samsonowicz przekazał Tadeuszowi Mazowieckiemu, powiedział o jego zawartości: – Sprawia wrażenie robionego dosyć pośpiesznie i moim zdaniem jego treść nie pokazuje tego, czym się naprawdę komisja zajmowała.

Warto zacytować słowa zmarłego wybitnego historyka prof. Tomasza Strzembosza: „Dlaczego pan Michnik mógł oglądać moją teczkę, a ja, również historyk, nie mogłem oglądać teczki pana Michnika?”.

Realizacja planu Urbana

Sposób, w jaki komunistyczne władze przeprowadziły rozmowy „okrągłego stołu” i późniejszy kształt rzekomego „naszego rządu” Tadeusza Mazowieckiego były faktycznym wcieleniem w życie dużo wcześniejszych pomysłów Jerzego Urbana.

Wystąpił on z nimi już 3 stycznia 1981 r. w tajnym liście do ówczesnego I sekretarza KC PZPR Stanisława Kani.

W tym bardzo obszernym liście Urban bardzo krytycznie ocenił dotychczasową taktykę PZPR wobec presji solidarnościowych mas, jako politykę wleczenia się w ogonie wydarzeń, to ustępowania, to opierania się i mówienia „nie”, żeby jutro znów ustępować. Krytykował również postawę tych ludzi z władz, którzy ustępują, godzą się oddawać krok po kroku władzę. Zdaniem Urbana, sama władza powinna przeprowadzić spektakularną operację polityczną w wielkim stylu, urządzając w Polsce odgórnie „przełom”.

Polegałby on na wciągnięciu solidarnościowej opozycji do udziału we władzy, powołaniu koalicyjnego rządu. To z kolei ułatwiłoby stopniowe rozmycie i osłabienie opozycji.

Jak pisał Urban:

Wyobrażam to sobie jako stworzenie koalicyjnego rządu z minimalną większością PZPR-owców i to najbardziej strawnych dla społeczeństwa, a z udziałem reprezentatywnych katolików i umiarkowanych ludzi z kręgu „Solidarności” (…) trzeba urządzić w Polsce przełom (…). Istotą przełomu byłoby oczywiście powołanie koalicyjnego rządu (…). Jestem człowiekiem skrajnie niechętnym katolikom, ich programowi, wyobrażeniem -mentalności, ale – co wygląda na paradoks – w rządach koalicyjnych widzę najlepszą szansę odrodzenia znaczenia i siły PZPR, oczywiście PZPR bardzo zmodyfikowanej programowo i pod względem stylu działania. W tej chwili PZPR dźwiga całą odpowiedzialność rządową, a inne siły, stojące na zewnątrz, krytykują i naciskają swobodnie a nieodpowiedzialnie. Rząd koalicyjny sprawi, że część tych sił, zbierając poklask z tytułu swej opozycyjnej pozycji, zacznie współodpowiadać, więc zbierać cięgi od społeczeństwa (…). Upadnie więc wyobrażenie, że ci inni z ugrupowań katolickich, z „ Solidarności” są lepsi. Pogorszy się ich pozycja wobec społeczeństwa (…) (cyt. za tekstem listu Urbana do Kani drukowanym w podziemnym czasopiśmie „Most”, nr 18 z 1988 r., a później przedrukowanym w paryskiej „Kulturze”, nr 501 z 1989 r. i „Polityce” z 22 lipca 1989 r.).

Sam Urban odegrał zresztą bardzo dużą rolę w zakulisowych rozmowach w Magdalence, które prowadzono bardzo konsekwentnie i systematycznie wbrew kłamliwym zaprzeczeniom Tadeusza Mazowieckiego. Wtedy doszło do gorączkowego odnowienia starej przyjaźni Michnika i Urbana, o której wspominał Jacek Kuroń w książce „Wiara i wina”. Ponowna magdalenkowa fraternizacja Michnika i Urbana stała się okazją do ich potajemnych rozmów prowadzonych w dniach „okrągłego stołu” w gabinetach Urzędu Rady Ministrów.

Jan Skórzyński w książce „Ugoda i rewolucja” (Warszawa, s. 227-228) pisał, że poufny i owocny dialog Urbana i Michnika był wyraźnie uzgadniany przez Urbana z gen. Jaruzelskim (Urban robił notatki z rozmów z Michnikiem i przedstawiał propozycje Michnika, wysuwane w imieniu opozycyjnych „stołowników”, na bieżąco konsultując wszystko z gen. Jaruzelskim i wysuwając ze swej strony odpowiednie propozycje w imieniu władzy).

Szeroki ogół Polaków oczywiście nie miał zielonego pojęcia o tego typu dogadywaniach się i „torowaniach drogi dialogu”.

Podsumowując,  stawiam tezę, że w tym trójkącie wykuto III Rzeczpospolitą, pewny jestem natomiast kształtowania przez ten układ „Gazety Wyborczej” oraz, że ta trójka trzyma na sznurku polski mainstream.

Dlaczego?

Odpowiedź znajduje się w teczkach (życiorysach) założycieli głównych prywatnych stacji telewizyjnych.

1PS

Od 12 kwietnia do 27 czerwca 1990 r., czyli przez 76 dni, cztery osoby (komisja Michnika) miały dostęp do archiwów Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.

Hipolit Starszak był do maja 1990 był Zastępcą Prokuratora Generalnego. Wnioski pozostawiam wam.

2PS

Starszak w 2002 pomagał znaleźć adwokata Edwardowi Mazurowi, gdy ten został zatrzymany w związku z zabójstwem gen. Marka Papały.

3PS

W kontekście akcji „Ramzes” trójkąt Michnik – Urban – Starszak będzie analizowany.

*Publikacja min. na podstawie:

– „Komisja Michnika” –  Włodzimierz Knap,

– prywatne śledztwo dziennikarsko-historyczne.